O właściwościach wyciągu z śluzu ślimaka (mucyna) wiadomo nie od dziś. Pomaga zredukować oznaki starzenia oraz je hamuje jak i poprawia nawilżenie skóry. Czyli jednym słowem samo dobro i to dzięki takiemu małemu stworzeniu jakim jest ślimak. Na europejskim rynku kosmetycznym nie ma tak wielu produktów z mucyną ślimaka jak na koreańskim gdzie co chwilę można natknąć się na produkty z tym cudeńkiem. Ja zachęcona po moim żelu od Purito postanowiłam zainwestować w trochę więcej z tą wspaniałą substancją i tym sposobem posiadam trzy produkty od Secret Key z linii Snail Reapring czyli krem w formie żelu, esencję oraz maskę w płachcie.
Zacznijmy może od kremu w formie żelu, na który się skusiłam przez miłe doświadczenie z żelem od Mizon. Pierwsze co rzuciło się w oczy a raczej w nos po otwarciu pojemnika to zapach, który zawsze mi się kojarzył z starym kremem glicerynowym z cytryną. Co dziwne tylko mi tak pachnie, ponieważ inne moje koleżanki uważają, że jest to zapach kwiatowy (czyżby mój węch postanowił być unikatowy?). Jednak nie na tym chcę się skupić, ponieważ sam krem jest warty uwagi. Otóż jak już pisałam mucyna ślimaka ma wiele wspaniałych właściwości ale większości nam kojarzy się z takim obślizgłym żyjątkiem. Na szczęście żel nic a nic nie przypomina wydzieliny z ślimaka i ma bardzo lekką konsystencję. Po nałożeniu na twarz nie odczuwam lepkości a do tego bardzo szybko się wchłania nie pozostawiając na twarzy fluidu.
Powiem, że pierwszej aplikacji miałam po chwili wrażenie, że za mało użyłam produktu, jednak nie zależnie ile się go nałoży i tak jest ten sam efekt. Dlatego moim zdaniem idealnie nadaje się jako baza pod cięższy krem (którym też się kiedyś pochwalę), ponieważ mam wrażenie, że gorzej rozprowadza się po nim podkład. Można to uznać za wadę jeśli nie odczuwa się super nawilżenia, jednak zawsze uważałam, że kremy w formie żelu są idealne na bazę pod cięższe kosmetyki nawilżające. Dlatego nie jest to dla mnie zbyt wielkim minusem, zwłaszcza biorąc pod uwagę, że nawilżenie może także odbywać się wewnątrz skóry.
![]() |
Skład |
Kolejna na liście jest esencja czyli taki bardzo skoncentrowany krem posiadający bardzo wiele składników odżywczych, którymi "bombardujemy" naszą cerę. Jak w przypadku żelu to tutaj po przyciśnięciu pompki od dozownika od razu pomyślałam o ślimakach. Konsystencja była dość gęsta i lepka, chociaż nie oddaje to w pełni tego co chcę opisać. Po prostu kojarzy się z wydzieliną ślimaka i od razu zaczęłam się obawiać, że tak samo zachowa się na mojej twarzy. Jednak mimo uprzedzeń esencja bez problemu dała się rozprowadzić na twarzy nie pozostawiając żadnego uczucia lepkości czy nawet wrażenia, że coś tak skondensowanego jest na mojej twarzy. Tylko chwilę po nałożeniu widziałam jak twarz mi się błyszczy, ale po minucie pozostałości esencji się wchłonęły pozostawiając skórę gotową do dalszej pielęgnacji.
No i na sam koniec mój faworyt czyli maska w płachcie. Co jak co ale uwielbiam takie maski, więc nie mogłam sobie darować i nie kupić kilku z tej serii. Podobnie jak krem miała dla mnie zapach kremu glicerynowego oraz jak w przypadku esencji dało się wyczuć pod palcami tę "maź". Chociaż to nie przeszkadzało ponieważ nałożenie maski w płachcie to czysty relaks i jest o wiele bardziej czystsze od tradycyjnych maseczek. Po całym dniu pracy przyjemnie było sięgnąć po tę maskę zwłaszcza, że w porównaniu do innych kosmetyków z tej serii zawiera także EGF (aktywator komórkowy), który pobudza naszą skórę do produkcji kolagenu.
Moje odczucia do kosmetyków z tej serii są mieszane, ponieważ bardzo przyjemnie nakłada się je na twarz (jak nie myśli się o ślimakach) ale jednocześnie efekty są na początku słabo dostrzegalne. Owszem poczułam różnicę po dwóch miesiącach jednak jeśli ktoś oczekuje efektu po tygodniu to może się rozczarować. U siebie dostrzegłam lepsze nawilżenie twarzy zwłaszcza, że dość często przesuszała mi się skóra na czole i co chwilę musiałam z nią walczyć, teraz praktycznie w ogóle nie dostrzegam by coś się tam miało dziać. Do tego poprawiła się elastyczność mojej twarzy jak i zmniejszyły się płytkie zmarszczki (te pod oczami uparcie się trzymają). Na pewno polecę maskę w płachcie z tej serii, ponieważ nakładanie jej to czysta przyjemność. Natomiast pozostałe kosmetyki zaproponowałabym osobom, które po pierwsze chcą stosować mniej inwazyjne kosmetyki redukujące proces starzenia jak i mają cierpliwość jeśli chodzi o czekanie na pierwsze efekty. Z przyjemnością korzystam z kremu i żelu, ale wiem, że na porządne efekty będę musiała jeszcze długo poczekać i zużyć parę opakowań, ale na razie chcę zobaczyć co jeszcze się zmieni do samego końca użytkowania obecnych opakowań.
Przy okazji przepraszam za dość długą przerwę, ale miałam tyle na głowie w domu jak i w pracy, że nawet na chwilę nie mogłam znaleźć chwili na napisanie recenzji. W ciągu kilku dni nadrobię zaległości i mam nadzieję, że dalej będziecie chcieli zaglądać na mojego bloga.
mam krem ze ślimaczkiem i bardzo go lubię :D ze strony forever young
OdpowiedzUsuńNie bardzo chciałabym żeby z powodu mojego kremu były zabijane ślimaki :)
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
Usuńaaaa idę obczajać te cuda w necie do zamówienia;D
OdpowiedzUsuńnajchętniej bym chyba tą maskę wypróbowała :)
OdpowiedzUsuńJa również, bo opis jest bardzo zachęcający :)
Usuń:)
OdpowiedzUsuńNie od dziś wiadomo, ze śluz ślimaka ma wspaniałe właściwości. Jedną z nich jest odmładzanie skóry, naciąganie jej. Ja nigdy nie miałam kremu ze śluzu ze ślimaka, ale podejrzewam, że byłabym z niego bardzo zadowolona.
OdpowiedzUsuńŻe można wykorzystywać także ślimaki do kosmetyków, aż człowiek by się nie spodziewał... ale generalnie jestem zwolenniczką właśnie takich naturalnych produktów, ostatnio też polubiłam aloes, kupuję w kosmetykach, ale także w formie do picia https://forever-kosmetyki.pl/10-aloes-do-picia i naprawdę rewelacyjnie się sprawdza
OdpowiedzUsuń36 year-old Nuclear Power Engineer Alessandro Caraher, hailing from Cumberland enjoys watching movies like "Flight of the Red Balloon (Voyage du ballon rouge, Le)" and hobby. Took a trip to Shark Bay and drives a Ferrari 340 Mexico Berlinetta. przydatne tresci
OdpowiedzUsuń