poniedziałek, 23 maja 2016

#17 Jak trzy maluszki zmieniły mój pogląd na BB - recenzja Skin79

Nie mam zwyczaju kupować azjatyckich kosmetyków na polskich stronach. Jest to głównie spowodowane zawyżonymi cenami, w końcu trzeba doliczyć koszty sprowadzenia (transportu, spedycji), marża także o sobie przypomina a do tego trzeba na nich zarobić. Więc nagle cena drastycznie rośnie, a my biedne musimy więcej zapłacić za ulubiony kosmetyk. Dlatego posiadam sprawdzonego sprzedawcę gdzie nie muszę przepłacać. Jednak nie o tym chce pisać, ponieważ ostatnio się przełamałam i skusiłam się na zakup ze strony Skin79



Po pierwsze muszę zaznaczyć, że przesyłkę dostałam bardzo szybko. Jeszcze tego samego dnia gdy zamawiałam przyszedł e-mail z informacją, że zamówienie jest już wysłane więc brawa dla sklepu za tak szybką realizację. Ale skupiając się na samych kremach zacznijmy od tego, że zestawik zawiera trzy kremy BB o pojemności 7 gramów: 
❤ Hot Pink Super+ Beblesh Balm Triple Functions
❤ Super+ Triple Functions BB Cream (Orange)
❤ VIP Gold Super Plus BB Cream



Jakie są plusy takich miniaturek?
Po pierwsze dopasowanie kremu BB nigdy nie jest proste i naprawdę nie chce się kupować pełnego produktu (i to nie za małe pieniądze!), który pójdzie w odstawkę, ponieważ odcień jest za ciemny/jasny bądź po prostu nie zadowala. W Skin79 Polska wyszli naprzeciw klientką dając im możliwość przetestowania trzech produktów (w rozsądnej cenie trzeba przyznać), by nie musiały płakać nad straconymi pieniędzmi. Po drugie nie wszystkie kobiety ciągle się malują i inwestowanie w całe opakowanie mija się z celem, kiedy po jakimś czasie produkt traci swoje właściwości (o tym kiedyś bardziej się rozpiszę). No i najważniejszy powód by zainwestować w takie maluszki jest najmniej domyślny. Widzicie przez cały rok nasza cera się zmienia. Zimą jesteśmy bardziej blade, a skóra staje się (o zgrozo!) bardziej wysuszona i wrażliwa od skoków temperatur. Natomiast wiosną ton się zmienia wraz z pierwszym słońcem i trwa to do lata. Więc zdarzają się takie momenty, że ulubiony  krem BB/podkład, który używało się zimą okazuje się nagle za jasny! Przy takich miniaturkach można szybko wyratować się z sytuacji, gdy nie mamy pod ręką ciemniejszego/jaśniejszego podkładu.

No ale teraz czas przejść do indywidualnej oceny każdego z tych maluszków.

SKIN79 Hot Pink Super+ Beblesh Balm Triple Functions




Jest to chyba najbardziej znany i lubiany koreański krem BB na polskim rynku. Zawdzięcza to matowemu wykończeniu, więc my europejki, które kochamy matową skórę nie możemy się mu oprzeć. Do tego Hot Pink oferuje nam SPF 30, więc podstawową ochronę przed szkodliwym promieniowaniem mamy zapewnioną. No i jeszcze opcja "wybielenia", która rozjaśnia nam cerę dając zdrowy wygląd.
Przyznam, że gdy tylko wyczytałam na opakowaniu o poszarzałej skórze od razu pomyślałam, że to musi być BB dla mnie! W końcu przez ciągłe siedzenie w klimatyzowanym pomieszczeniu, bieganie z chłodni do pieca i zima sprawiły, że i tak mój ziemisty odcień skóry odkrył nowy level "ziemistości". Przez to mój ulubiony krem BB był zbyt ciemny i ratowałam się dodatkową warstwą pudru. Więc zadowolona sięgnęłam pierw po tego maluszka mając nadzieję, że poratuję się nim do czasu, aż moja przesyłka z jaśniejszym kremem przybędzie. No oczywiście nie zawsze jest tak kolorowo jak chcemy, więc po nałożeniu skończyło się tym, że koleżanka w pracy spytała czy dobrze się czuję. Okazało się, że wyglądałam na tak bladą jakbym miała zaraz zemdleć, co spowodowało moje rozbawienie. Oświetlenie w pracy jest niezbyt korzystne,a krem ma chłodny ton i zrozumiałam, że wszyscy przywykli do tego, że nie jestem blada jak trup. Więc mimo mojego zadowolenia odnośnie trwałości (osiem godzin ciężkiej pracy i jedynie zszedł z nosa) tego kremu musiałam zrezygnować z jego stosowania.


Plusy
✅ Matowe wykończenie
✅ SPF30
✅ Trwałość


Minusy
➖ Dla niektórych za chłodna tonacja
➖ Zbyt gęsty dla gąbki do makijażu


SKIN79 Super+ Triple Functions BB Cream (Orange)




Ten maluszek coraz bardziej podbija serca fanek kremów BB jak i firmy Skin79. Po pierwsze mamy tutaj do czynienia z witaminowym kremem co oznacza, że dba on o zdrowie naszej skóry jak i zapewnia odpowiednie dostarczenie składników do komórek. No i nie możemy zapomnieć o najważniejszym czyli o bardzo wysokim SPF 50! Najwyższa ochrona, która do tego ma matowe wykończenie.
Ten krem ma trochę cieplejszy ton, więc sięgnęłam po niego gdy Hot Pink okazał się niewypałem. Także mam wrażenie, że jest bardziej płynny więc mogłam go już spokojnie nakładać za pomocą gąbki. Podobnie pięknie wtopił się w odcień mojej cery wydobywając przy tym z niej trochę więcej ciepła, więc nikt już mnie nie pytał o stan zdrowia. Do tego jego trwałość także mnie zadowoliła, ponieważ utrzymał się na twarzy mimo ciągłych i gwałtownych zmian temperatur (kocham jak piec bucha mi gorącem w twarz), a do tego nigdzie się nie zrolował. Testowałam pomarańczowego maluszka podczas niepogody, więc przy zbliżających się upalnych i słonecznych dniach na pewno nie zawaham się go użyć, by odkryć jak w takich warunkach się sprawdzi.


Plusy
✅ Bardzo wysoka ochrona przed promieniowaniem UVA i UVB
✅ Konsystencja pozwalająca użycie gąbeczki do makijażu
✅ Witaminy
✅ Trwałość
✅ Ciepły ton


Minusy
Dla mnie brak

SKIN79 VIP Gold Super Plus BB Cream




I tym sposobem dochodzimy do ostatniego maluszka, którego opis wręcz zachwyca. Otóż te złote cudeńko zawiera koenzym Q10 i adenozynie, który wpływa pozytywnie na elastyczność naszej skóry więc redukuje oznaki starzenia. Do tego także VIP Gold ma nawilżać i dbać o to by nasza cera była ciągle nawilżona, a więc i tym sposobem zabezpiecza naszą twarz przed starzeniem. Więc mamy przed sobą produkt "o gładkiej i przyjemnej strukturze i odżywczej formule", który dodatkowo chroni nas przed oznakami starzenia bądź redukuje je, gdy mamy już z nimi styczność.
Jestem wielką zwolenniczką zapobiegania starzeniu się skóry więc widząc tak obiecane efekty nie mogłam się doczekać, aż sięgnę po to cudeńko. Chociaż zbyt krótko go stosuję by dostrzec to co jest obiecane to jednak jestem bardzo zadowolona. Krem posiada także przyjemną formę jak i ma ciepły ton, więc nie muszę straszyć kierownika, że pójdę na chorobowe. Podobnie jak Hot Pink posiada SPF 30, więc podstawowa ochrona jest. Trzyma się pięknie na twarzy i nie roluje się pod oczami.

Plusy

✅ Wspomaga zapobieganie starzeniu (koenzym Q10 i ATP)
✅ Ciepły ton
✅ Konsystencja pozwalająca użycie gąbeczki do makijażu
✅ SPF 30
✅ Trwałość

Minusy
 
➖ Dla niektórych mniejsze matowe wykończenie

Podsumowując jestem bardzo zadowolona z zakupu tego zestawu pomimo wpadki jaką okazał się dla mnie Hot Pink. Dzięki Skin79 Polska może zacznę kupować w naszym kraju a nie sprowadzać, chociaż nie zaprzeczę, że jestem oddaną fanką Etude House. Jednak Orange jak i VIP Gold podbiły moje serce. Na chwilę obecną będę się cieszyć z tych trzech maluszków. Nie dość, że są podręczne (idealnie nadają się na krótki wyjazd) to jeszcze mogę swobodnie wybierać co chcę nałożyć dzisiaj na twarz. W sumie czy Hot Pink nie nadaje się idealnie do straszenia szefa? :P
A czy wy miałyście styczność z któryś kremów BB od Skin79? Jakie były wasze odczucia i wrażenia? A może planujecie zakup któregoś z nich? Podzielcie się tym ze mną w komentarzach jak i zapraszam na Fanpage na Facebooku (można także kliknąć w gadżet u góry po lewej stronie).
czwartek, 19 maja 2016

#16 Dlaczego tak bardzo lubię grać - czyli ja od innej strony.

Nie od dziś wiadomo, że uwielbiam grać w gry i każdy mój znajomy wie, że jak nie odbieram telefonu to istnieje bardzo wielkie prawdopodobieństwo, że nabijam nowe levele. Ewentualnie walczę z smokiem i na Andraste nie mam zamiaru tego przerywać. Dlatego nikt nie przejmuje się, że nie daję znaków życia, ponieważ odsypiam nocną walkę z Mrocznymi Pomiotami, a za kilka godzin lecę do pracy. Jednak ostatnio zadano mi pytanie dlaczego tak bardzo pasjonuję się w grach. Jak na początku uważałam, że odpowiedź jest banalna to z każdą próbą nie wiedziałam jakich argumentów użyć. Zwłaszcza, że mój rozmówca był typem, który nie grywa w ogóle w gry i powołując się na Gothica nie łapie aluzji odnośnie grafiki. Dlatego po wielu przemyśleniach postanowiłam podzielić się tym co tak mi na prawdę w sercu gra.



Myślę, że znaczną przewagę w tej sprawie ma to, że od dziecka miałam dostęp do gier video i podczas brzydkiej pogody lub choroby wujek łaskawie pozwalał mi pograć. Nie był to najnowszy sprzęt i gry także, ponieważ posiadał takie perełki gdzie nie było opcji zapisz. Więc jak siadłam przed telewizorem to nie odeszłam póki nie przeszłam gry. No chyba, że moja mama postanowiła wyłączyć konsolę co kończyło się jej przeprosinami, ponieważ nie wiedziała a chciała bym zjadła obiad. Jednak to nie był okres gdzie bez konsoli nie wyobrażałam sobie życia, ponieważ ciekawsza była zabawa na dworze lub czytanie książek.
Dopiero później gdy miałam lepszy komputer mogłam grać w nowsze gry. Wtedy zaczęła się moja pasja do gier strategicznych. Potrafiłam kilka godzin grać w Settlersów czy w Europe Universalis. Czułam wielkie zafascynowanie mogąc decydować o losach świata i do tego satysfakcję, gdy obrałam dobra strategię. Co jak co ale do tej pory kocham gry tego typu, ponieważ bardzo rozwijają strategiczne myślenie jak i wiedzę na temat ekonomii oraz logistyki.
Z czasem zaczęłam sięgać po inne gry co zawdzięczałam mojemu wujkowi. Jako zapalony fan szeroko pojętej fantastyki szukałam czegoś w tym klimacie. Na moje szczęście wujek miał podobny gust więc od razu rzucił mi hasło: RPG. Tym sposobem kupiłam i zainstalowałam Gothica. Nie zaprzeczę, że obecnie grafika tej gry jak i liczne bugi są na strasznie niskim poziomie ale fabuła była czymś co mnie całkowicie pochłonęło. Odkryłam nową miłość jaką były gry z otwartym światem. Masa możliwości przejścia, ulepszanie wybranych umiejętności, tyle do odkrycia no i wspaniałe dialogi to było czymś co podbiło me serce. Zafascynowana sięgałam po kolejne tytuły niektóre lepsze inne gorsze. Tym sposobem rozwinęłam swój gust.



Nie zawsze miałam czas na gry czy może lepiej powiedzieć pieniądze. Nigdy nie prosiłam rodziców by mi jakąś kupili, ponieważ wiedziałam jakie jest ich podejście. Gra to tylko rozrywka na którą nie warto wydawać takich pieniędzy. Więc oszczędzałam a w wakacje pracowałam by rozwijać swoją pasję. Do tej pory sięgam po stare tytuły, których kiedyś nie mogłam kupić, ponieważ czasami te starsze gry są lepsze. Przykładem może być Dragon Age: Orgins o którym już pisałam. Moim zdaniem jest to jedna z najlepszych gier RPG w historii.
Kończąc tą notkę pragnę zauważyć, że nie napisałam w sumie dlaczego kocham gry a raczej skupiłam się na tym jak to wszystko się zaczęło. Dla mnie gry są odskocznią od rzeczywistości, idealną chwilą gdzie mogę się zrelaksować. Grając w RPG przenoszę się do innego świata gdzie wykreowaną postacią odkrywam wszystko na nowo. Przeżywam rozterki, podejmuje ciężkie decyzje, śmieje się z bohaterami i z nimi płaczę. To jest tak samo jak z dobrą książką - czuję więź z postaciami i pragnę poznać zakończenie. Jednak w tym przypadku to ja kreuje historię i od moich decyzji zależy jak się ona zakończy.


poniedziałek, 9 maja 2016

#15 Jak utonęłam w ślimakach czyli kosmetyki od Secret Key

O właściwościach wyciągu z śluzu ślimaka (mucyna) wiadomo nie od dziś. Pomaga zredukować oznaki starzenia oraz je hamuje jak i poprawia nawilżenie skóry. Czyli jednym słowem samo dobro i to dzięki takiemu małemu stworzeniu jakim jest ślimak. Na europejskim rynku kosmetycznym nie ma tak wielu produktów z mucyną ślimaka jak na koreańskim gdzie co chwilę można natknąć się na produkty z tym cudeńkiem. Ja zachęcona po moim żelu od Purito postanowiłam zainwestować w trochę więcej z tą wspaniałą substancją i tym sposobem posiadam trzy produkty od Secret Key z linii Snail Reapring czyli krem w formie żelu, esencję oraz maskę w płachcie.



Zacznijmy może od kremu w formie żelu, na który się skusiłam przez miłe doświadczenie z żelem od Mizon. Pierwsze co rzuciło się w oczy a raczej w nos po otwarciu pojemnika to zapach, który zawsze mi się kojarzył z starym kremem glicerynowym z cytryną. Co dziwne tylko mi tak pachnie, ponieważ inne moje koleżanki uważają, że jest to zapach kwiatowy (czyżby mój węch postanowił być unikatowy?). Jednak nie na tym chcę się skupić, ponieważ sam krem jest warty uwagi. Otóż jak już pisałam mucyna ślimaka ma wiele wspaniałych właściwości ale większości nam kojarzy się z takim obślizgłym żyjątkiem. Na szczęście żel nic a nic nie przypomina wydzieliny z ślimaka i ma bardzo lekką konsystencję. Po nałożeniu na twarz nie odczuwam lepkości a do tego bardzo szybko się wchłania nie pozostawiając na twarzy fluidu. 



Powiem, że pierwszej aplikacji miałam po chwili wrażenie, że za mało użyłam produktu, jednak nie zależnie ile się go nałoży i tak jest ten sam efekt. Dlatego moim zdaniem idealnie nadaje się jako baza pod cięższy krem (którym też się kiedyś pochwalę), ponieważ mam wrażenie, że gorzej rozprowadza się po nim podkład. Można to uznać za wadę jeśli nie odczuwa się super nawilżenia, jednak zawsze uważałam, że kremy w formie żelu są idealne na bazę pod cięższe kosmetyki nawilżające. Dlatego nie jest to dla mnie zbyt wielkim minusem, zwłaszcza biorąc pod uwagę, że nawilżenie może także odbywać się wewnątrz skóry.

Skład


Kolejna na liście jest esencja czyli taki bardzo skoncentrowany krem posiadający bardzo wiele składników odżywczych, którymi "bombardujemy" naszą cerę. Jak w przypadku żelu to tutaj po przyciśnięciu pompki od dozownika od razu pomyślałam o ślimakach. Konsystencja była dość gęsta i lepka, chociaż nie oddaje to w pełni tego co chcę opisać. Po prostu kojarzy się z wydzieliną ślimaka i od razu zaczęłam się obawiać, że tak samo zachowa się na mojej twarzy. Jednak mimo uprzedzeń esencja bez problemu dała się rozprowadzić na twarzy nie pozostawiając żadnego uczucia lepkości czy nawet wrażenia, że coś tak skondensowanego jest na mojej twarzy. Tylko chwilę po nałożeniu widziałam jak twarz mi się błyszczy, ale po minucie pozostałości esencji się wchłonęły pozostawiając skórę gotową do dalszej pielęgnacji. 

 


No i na sam koniec mój faworyt czyli maska w płachcie. Co jak co ale uwielbiam takie maski, więc nie mogłam sobie darować i nie kupić kilku z tej serii. Podobnie jak krem miała dla mnie zapach kremu glicerynowego oraz jak w przypadku esencji dało się wyczuć pod palcami tę "maź". Chociaż to nie przeszkadzało ponieważ nałożenie maski w płachcie to czysty relaks i jest o wiele bardziej czystsze od tradycyjnych maseczek. Po całym dniu pracy przyjemnie było sięgnąć po tę maskę zwłaszcza, że w porównaniu do innych kosmetyków z tej serii zawiera także EGF (aktywator komórkowy), który pobudza naszą skórę do produkcji kolagenu. 


Moje odczucia do kosmetyków z tej serii są mieszane, ponieważ bardzo przyjemnie nakłada się je na twarz (jak nie myśli się o ślimakach) ale jednocześnie efekty są na początku słabo dostrzegalne. Owszem poczułam różnicę po dwóch miesiącach jednak jeśli ktoś oczekuje efektu po tygodniu to może się rozczarować. U siebie dostrzegłam lepsze nawilżenie twarzy zwłaszcza, że dość często przesuszała mi się skóra na czole i co chwilę musiałam z nią walczyć, teraz praktycznie w ogóle nie dostrzegam by coś się tam miało dziać. Do tego poprawiła się elastyczność mojej twarzy jak i zmniejszyły się płytkie zmarszczki (te pod oczami uparcie się trzymają). Na pewno polecę maskę w płachcie z tej serii, ponieważ nakładanie jej to czysta przyjemność. Natomiast pozostałe kosmetyki zaproponowałabym osobom, które po pierwsze chcą stosować mniej inwazyjne kosmetyki redukujące proces starzenia jak i mają cierpliwość jeśli chodzi o czekanie na pierwsze efekty. Z przyjemnością korzystam z kremu i żelu, ale wiem, że na porządne efekty będę musiała jeszcze długo poczekać i zużyć parę opakowań, ale na razie chcę zobaczyć co jeszcze się zmieni do samego końca użytkowania obecnych opakowań. 

Przy okazji przepraszam za dość długą przerwę, ale miałam tyle na głowie w domu jak i w pracy, że nawet na chwilę nie mogłam znaleźć chwili na napisanie recenzji. W ciągu kilku dni nadrobię zaległości i mam nadzieję, że dalej będziecie chcieli zaglądać na mojego bloga.